filmy

O mnie

Moje zdjęcie
Życie jest cudowną drogą,której piękna nie może przysłonić nawet największa klęska.Cudowność tej drogi wynika z tego,że krzyżuje się ona z innymi. Innymi drogami innych ludzi.Dlatego najpiękniejsze są te skrzyżowania...Jestem psychologiem ,stypendystką ZUS-u , ale nadal aktywną zawodowo.Kocham podróże,podczas których najbardziej fascynują mnie inni ludzie. Moja muzyczna fascynacja od zawsze -Ewa Demarczyk, Cesaria Evora, bez nich byłabym innym człowiekiem. Fotografuję kapliczki, gdziekolwiek jestem...święci, tradycja, splatana z przyrodą , to też moje widzenie świata. Nie martwię się czasem, albowiem - jak pisała Agnieszka Osiecka - młodość może nas jeszcze dopaść, jak katar kataryniarzy a mnie dopadła w dobrym momencie, dlatego wciąż mi się wydaje ,że jeszcze wszystko przede mną...

poniedziałek, 27 października 2014

Korfu 2014 -jaja (czyli babcia )na greckiej wsi.Wielki Tydzień w Peroulades.Odc.6

Wielki Tydzień
W prawosławiu , podobnie jak i w tradycji katolickiej,Wielki Tydzień jest okresem gromadzenia się wiernych co wieczór w kościołach.Szczególnie dotyczy to ostatnich dni , począwszy od Wielkiego Czwartku do Nocy Zmartwychwstania Pańskiego w Wielką Sobotę.Duchowni obdarowują w ten dzień swoich wiernych krzyżykami uplecionymi z zielonych gałązek palmowych.Będą potem stały przez cały rok , aż do następnych świąt na domowych ołtarzykach.U nas jest bardzo podobnie.Przegapiłam tę uroczystość .Głupia myślałam , że prawosławna Wielkanoc  , będzie tydzień po naszej.Okazało się , że w tym roku święta obchodzą katolicy i prawosławni w tym samym  czasie. Zorientowałam się dopiero we wtorek, kiedy na murach domów zobaczyłam informację o odbywających się od poniedziałku kościelnych uroczystościach.Skorzystałam bezwiednie  z cudownej pogody ,zachłysnęłam się widokami i przesiedziałam rano  na ławeczce kilka godzin. Kościół zobaczyłam tylko z daleka..




Mój kolega Antonio obok"zalicza" ławeczkę  odpalając kolejnego papieroska.
 Próbuję nawiązać dialog, pokazując mu na papieroska- 
„Cygaro ochi , kardia”, mówię ,
 na co Antonio wskazując palcem na niebo, uśmiechnął się bezcennie, czyt.bezzębnie J


Pomedytował, poprzyglądał mi się badawczo,
popalił, zjadł pomarańczę  , nawet chciał się sprawiedliwie podzielić,
  czyli wszystko na p, ale mnie w głowie były naleśniki, 
które usmażyłam w nocy. Z owocami leśnymi. Pychota.
 A  miałam dbać o linię  , obiecałam to sobie .
 Po wyżerce wstąpiła we mnie taka ochota,
 a właściwie chyba wielka  koleżanka K A L O R I A
że powyciągałam zza domu wszystkie donice 
i porozsadzałam znalezione ledwie żywe roślinki , 
skumulowane w jednej większej do kilku
 i zrobiłam sobie ogródek pod oknami.

Punktualnie o 18 przyjeżdża po mnie moja grecka koleżanka Ewa.Ona załatwia swoje prywatne sprawy, a ja spragniona wrażeń postanawiam odwiedzić port w Sidari, opisywany w przewodniku Pascala.Mają stąd odpływać statki na wyspy Diapondia-Mathraki, Erikoussa i Othoni. Jakież moje zdziwienie, kiedy port jawi mi się w takich barwach…Trzeba chyba poczekać kilka tygodni, bo nie zapowiada się to wesoło a i rejsie mogę tylko pomarzyć.Jeszcze  zakupy w markecie, kolejne 30 eurosków zainwestowanych w co nie co , ale przecie emerytka na wyspie jakoś żyć musi.Jutro kolejny dzień, oby słoneczny.







Nieświadoma, że to Wielki Tydzień straciłam również  wtorek , który w kościele upływa pod znakiem modlitwy i czytania Biblii od godziny 8 wieczór.A ja tymczasem , korzystając z kilku słonecznych chwil, "penetruję " kolejny raz wioskę , wystawiając lico do słońca.







 Zaglądam do jednego z dwóch sklepików we wsi.Ten należy do Telli,o której będzie osobny post, bo nie sposób w kilku słowach napisać o kobiecie, która okazała mi tyle serca .


i mój grecki domek poniżej
16 kwiecień środa
To dzień błogosławieństwa Świętego Oleju.
Nastawiam budzenie na 6 rano, by zdążyć na uroczystości do kościoła. Świt wita mnie rzęsistą ulewą i zimnem. Wypisz wymaluj polskie klimaty. Przydała się parasolka, w ostatnim momencie przed wylotem , upchana w walizie. Biegnę przez wieś , tylko czemu sama? Wichura wyrywa mi parasol z ręki, w oknach mijanych domów ciemno, koniec świata. 

Wpadam na kościelny dziedziniec, żywego ducha. Klamkuję , zamknięte. Przyglądam się raz jeszcze ogłoszeniu parafialnemu. Dobrze spisałam. Zaglądam do pozostałych dwóch kościołów oddalonych od siebie, też zamknięte. I w tym momencie zaświtała mi myśl. Siódma , ale chyba wieczorem. No cóż , za nieznajomość języków trzeba odpokutować. Teraz widzę wyraźną różnicę między rano a wieczorem…jedna mała literka .

Zdążyłam w ulewie popstrykać znane mi już wcześniej obiekty, ale jakże inne o deszczowym poranku- to się nazywa poświęcenie 










 Po plecach wali deszcz, a właściwie tropikalna ulewa, tylko niestety , temperatura wcale nie tropikalna. Przemoczona docieram do domu. Gorąca herbata i do łóżeczka. Płaszcz na wieszak, może za kilka dni wyschnie, chyba, że zaświeci poszukiwane przeze mnie „ iljos” (słońce)…
  Południe. Niestety w wiadomym temacie nic się nie zmieniło, wietrznie , mżawka i nadal zimno. Gdzie grecka wiosenka, chcę do domku!!!Odcięta od dostępu do netu, telefonia na granicy kryzysu, jedna kreska, ani "tiwi" ani radia Bernard ratuj!!!Mam kryzys.


 Jeszcze późniejsze  popołudnie. Bez zmian klimatycznych. Próbuję spaceru na klif, nie da rady, przeszywający wiatr i zimno zawraca  mnie po kilku sekundach do chałupy. Co tu robić. Odgrzewam postną lachanę , czyli kapuchę, doprowadzam do wrzenia grecką pomidorówkę , aaaaa-tego było potrzeba starszej pani. 

 Zbliża się godzina 0, czyli 19.Pędzę na skrzydłach do kościoła św.Mikołaja, w drzwiach wita mnie pop, przedstawiam się –Poloneza i nagle znowu buch w plecy. No któżby to-mój Andreas, wybawiciel z ostatnich dni. Uratował mi życie, bo skili czyli piesek za bardzo chciał nawiązać ze mną kontakt. Okazuje się, że Andreas jest tu jednym z tzw. kościelnych. Poczuł się za mnie odpowiedzialny, bo ciągnie mnie do wnętrza kościoła i pokazuje święte obrazy, powtarzając „orea, orea”.








Dzięki Bogu nie trwa to długo, bo gromki głos połowicy woła”ANDREA”i momentalnie Andreas biegnie do sizigos (żona)tłumacząc się ,że Poloneza itd.. Przy ołtarzu pop, kościelny i dwie panie rwą srebrną folię spożywczą na małe kawałeczki, żywo przy tym rozmawiając. Pomału zaczynają schodzić się wierni . W czasie trwającej dwie i pół godziny ceremonii, uczestnicy mszy wchodzą, wychodzą , piją wodę, dzieci jedzą słodycze, rozmawiają.Jak ja lubię taką atmosferę . Rozpoczyna się msza. Przez prawie półtorej godziny mentor, czyli pan prowadzący śpiewnie odmawiał prawdopodobnie litanię  a pop natomiast w tym samym czasie, cichutko pod nosem modlił się .Obok mentora kilka osób, coś na kształt kościelnego chóru, intonowało wciąż tę samą pieśń, zresztą bardzo rytmiczną.
Do kościoła przychodzi coraz więcej ludzi, mimo późnej pory, prawie 21, spodziewam się więc , że zacznie się ceremonia błogosławienia Świętego Oleju, dla którego i ja wiedziona ciekawością , przyszłam. Każdy z wiernych został namaszczony przez popa. Stanęłam w kolejce, pop zapałką owiniętą w watę i zanurzoną w świętym oleju namaścił mi czoło, policzki , brodę i dłonie. Nie powiem,  przeżycie. Czuję się taka lekka i czysta.Tuż obok popa, pan kościelny rozdawał waciki nasączone św. Olejem, ponoć mającym właściwości lecznicze, zapakowane właśnie w te sreberka.Poprosiłam dodatkowo dla pedi (dziecka ) z myślą o pewnym maluszku, któremu zawiozę z nadzieją  powrotu do zdrowia. Gorąco w to wierzę…Nie ma innej opcji. Dziecko tak kocha swoich rodziców, że walczy nieustannie, więc skoro on ma nadzieję, to i nam dorosłym nie wolno jej stracić…
Wracam do domu, Andreas, szalony Andreas , na mopliku wymija mnie kilkakrotnie, wraca i znowu wymija. „Gabriela jasu „woła z siodełka motoru. Zdołałam uchwycić światełko skuterka… Ciekawam co na to sizigos(żona)

Jutro zamawiam pogodę.Na 19, 30 wybieram się na ubieranie grobu Chrystusa. Po to tu przecież przyjechałam. Chcę przeżyć paschę, Wielkanoc, tak się złożyło , że mam to szczęście, w tym roku prawosławna i katolicka pascha odbywa się w tym samym czasie. Przepraszam Cię Berciku, wiem , że zostawiłam Cię samego w domu, wiem, że sześćdziesiątkę ma się tylko raz, ale głęboko wierzę, że spędzimy z sobą jeszcze niejedne Twoje geburstagi…Moje też .

17 kwiecień czwartek –pempti
W Wielki Czwartek w świątyniach kobiety dekorują bukietami czerwonych (lub purpurowych) i białych kwiatów grób Chrystusa (epitaphios). W tym dniu kapłani czytają wersety Biblii poświęcone Ostatniej Wieczerzy.Jest to także czas farbowania jajek, na czerwono, ponieważ kolor ten symbolizuje krew Zbawiciela. Każdy z członków rodziny ma swoje  jajo i w Wielką Niedzielę stara się stuknąć nim z innymi członkami rodziny. Gdy czyjeś jajko nie roztrzaska się, będzie miał szczęście cały rok.W wielu oknach rano, gdy gospodynie farbują jaja , pojawiają się wywieszone na zewnątrz czerwone tkaniny.Można również wystawić przed dom jakiś przedmiot, byle by był czerwony.
A u mnie ?
Grecka katastrofa, dreszcze całego ciała  , lodowate zimno, trzęsę się jak osika. Czuję , że mam gorączkę. Wczorajszy powrót w mżawce  z kościoła, nie wyszedł mi na dobre. Wyglądam przez okno, padało całą noc.

Wychodzę z domu do Ewy, bo wilgoć potęguje jeszcze bardzie uczucie chłodu.Za oknem znowu leje niemiłosiernie . Teraz wiem, dlaczego Korfu nazywana jest zieloną wyspą, skoro potężne deszcze są tu na porządku dziennym. Ewa wybiera się do Sidari z psem na spacer i zakupy. 
Zabieram się z nią, uzupełniam menu na święta .Leje nadal. Wracamy do domu i nagle, jakby ręką odjął , deszczu niet, świeci piękne słonce ale nadal zimno. Ewa ratuje mnie swoją kołdrą, mam nadzieję, że  uda mi się przespać noc .Idę na swoją ulubioną ławeczkę na klif, wystawiam się do słońca, ale chyba nie jest to dobry pomysł, bo gorączka rośnie. Jeszcze tego mi było potrzeba a chcę iść do kościoła, bo o 19,30 kobiety stroją grób Chrystusowi…
Zabieram się za jajka, chcę je ugotować po "naszemu" w cebuli, ale nie jestem w stanie.Dostanę je później od Ewy, której "babcia" ofiarowała kilka pięknie pomalowanych na czerwono,zgodnie z tradycją.
Jajeczka  na serwecie  haftowanej  rękami mojej kochanej mamy,
przywiozłam ją tu, by przypominała mi  świąteczny czas z rodzicami.
Dobiega 19,30. 

Idę , mimo, że  straszliwy ziąb i wilgoć, kropi deszcz, ale ciekawość bierze górę  jak się w nocy okaże zupełnie niepotrzebnie, bo  po trzech godzinach modłów, w tym w większości na stojąco, w zimnym kościele, rezygnuję z doczekania finiszu nabożeństwa i wracam do domu. A szkoda, bo uroczystość niezwykła. Po to przede wszystkim przyjechałam do Grecji, by przeżyć Wielkanoc.
 Po dwóch  godzinach mszy gaśnie w kościele światło. Z zachrystii wychodzi pop trzymający w dłoni krzyż  naturalnej wielkości, z  figurą  ukrzyżowanego Jezusa.Krzyż oświetlony po bokach  świecami. Pop trzykrotnie obchodzi środek kościoła, absolutna cisza potęguje doznania. Nie robię zdjęć ,chcę uszanować podniosłość chwil.Czekam na dekorowanie grobu, ale końca nie widać, trzęsie mnie gorączka  , przed północą w porywającym wietrze wracam do domu .Jak na złość nawet woda do kąpieli letnia, no ale kiedy miała się nagrzać jak słońce zapomniało o wsi. 

18 kwiecień piątek-paraskewi
Wielki Piątek to w Grecji dzień żałoby - podobnie jak i u nas w Polsce,  nie wolno wykonywać wtedy  ciężkich prac, szczególnie  z użyciem młotka i gwoździ. Rano do grobu zostaje włożony posag Chrystusa zawinięty w barwna tkaninę. Wieczorem odbywa się procesja Męki Pańskiej na pamiątkę pogrzebu Syna Bożego. Na czele każdej procesji, kroczy orkiestra lub chór śpiewający nabożne pieśni. Za orkiestrami kroczą kantorzy, kapłani i kobiety niosące mirrę. W czasie procesji uczestnicy trzymają w dłoniach zapalone świece.
Mam nadzieję , że będę mogła uczestniczyć w procesji, próbuję odgonić chorobę , wychodzę na moment na klif , bo i słońce wreszcie przypomniało sobie o Peroulades







Niestety, czuję ,że nadchodzi coś więcej niż tylko zwykłe przeziębienie, zwijam się błyskawicznie do domu, dobrze, że to tylko parę kroków.
 Dopadł mnie rotawirus i to tak potężny, że ścięło mnie dosłownie z nóg. 
Dobrze, że blisko kibelek i wiaderko   . Pozostaje mi tylko 
w przerwach ,między kursem- łóżko a łazienka, 
popatrzeć przez okno, cóż widzę , pogody znowu brak.


19 kwiecień -sawato

Koniec Wielkiego Postu . Orkiestry maszerujące po ulicach Kerkiry zaczynają grać weselszą muzykę, a z okien zrzuca się talerze i dzbany wypełnione wodą. Pękające naczynia mają symbolizować przemijanie złych czasów i nadejście okresu radości. Ten niesamowity zwyczaj zrzucania z okien naczyń na Esplanadzie (głównym placu stolicy wyspy), dziś poza Korfu nie jest już nigdzie w Grecji kultywowany.Wieczorem , o 22-giej,w stolicy wyspy-Kerkyrze, celebrowana jest Msza Rezurekcyjna (Anastasi-najważniejszy obrządek Wielkiej Nocy).Najbardziej przejmujący moment to zapalenie przez kapłana świecy rezurekcyjnej.Przed północą wszystkie światła zostają wygaszone , pali się tylko świeca w rękach kapłana, który podchodzi do wiernego ,by zapalić jego świecę, ten przekazuje dalej.Zgromadzeni w świątyni całują się w policzki i pozdrawiają słowami
„Chrystus Zmartwychwstał” 
(C h r i s t o s A n e s t i ),
odpowiadając 
„Zaiste Zmartwychwstał„ (A l i t h o s A n e s t i ).
Msza trwa kilka godzin, w tle chór kantorów.Potem wszyscy z zapalonymi świecami podążają do swoich domów.Słyszę z poziomu łóżka bicie dzwonów,dochodzi pierwsza w nocy.Za chwilę grupa kobiet podąża z kościoła, niosąc zapalone świece ,przechodziła koło mojego domu do swoich.Niestety zdjęcie robione zza szyby nie wyszło...Kobiety znalazły sie poza obiektywem.

Miałam wszystko zobaczyć na własne oczy, 
a tymczasem z poziomu łóżka widzę 
20 kwiecień kiriaki (niedziela wielkanocna)
W wielką niedzielę , po porannej mszy we wsi zaczyna się wspólne ucztowanie.Piecze się na ruszcie koziołka lub barana .Głównym daniem tego dnia jest więc  młoda baranina, pieczone ziemniaczki i sałatka choriatiki(czyli wiejska) z kolorowych warzyw,  fety, czarnych oliwek, przyprawiona dodatkowo oliwą i aromatycznymi ziołami. Na koniec uczty słodkości.Grecy obdarowują się też jajkami i przesłaniem wielkanocnym: Christos anesti! Zamiast dzielenia się wedle naszego zwyczaju święconym, składają życzenia, stukając się pisankami: „Czyje jajko przetrwa najmniej nadtłuczone, temu cały rok będzie się szczęścić".Stuknęłam się więc jajeczkami od Ewy babci i ja, może szczęście będzie mi towarzyszyć o wiele częściej aniżeli do tej pory...

Zza okna słyszę wystrzały petard, pisk opon aut i skuterów przejeźdźających tuż koło mojego okna do najsłynniejszej restauracji na wyspie, ze wspaniałymi wschodami i zachodami słońca .To "Siódme Niebo" .




Prawie do północy trwała zabawa, mimo zimna i wietrznej pogody . Zmarznięta , chora , myślę tylko o jednym.Chcę do domu. Łapię na moment internet ( cud) i odnajduję tani lot na 13 maja. Idealnie pasuje. Przeliczyłam się z długością pobytu na wyspie, nie mogę jednak być tak długo z dala od rodziny, chociaż za oknem zjawiskowe krajobrazy. Tęsknię za mężem. Świat zwiedzany we dwoje nabiera zupełnie innych barw. Nie nadaję się do samotnego kontemplowania urody wyspy. Rotawirus ma się nadal dobrze, choć liczę na jego rychły koniec.Zasypiam nad ranem, umęczona zimnem, wilgocią i bieganiem w wiadomym kierunku.Budzą mnie dzwony , słyszę śpiewy.Nie, tego nie mogę "przepuścić".Na koszulę nocną wrzucam maminy płaszcz, poprawiam koafiurę , chwytam aparat i pędzę w kierunku kościoła.Tego największego. Pusto, nie ten kierunek, przebiegam na skróty do kościoła św.Jerzego i "mamy cię"!Procesja z kościoła św.Mikołaja kieruje się do pozostałych dwóch , zatacza koło i msza kończy się tam, gdzie się rozpoczęła.Zauważam Andreasa, dzielnie niosącego "stojak" ze świecą ,nie mogło go tu przecież dziś zabraknąć.





Znajomy z ławeczki odświętnie ubrany , uśmiecha się do mnie.









.

.

.


.



.

Koniec postu i rotawirus też poszedł sobie, zostawiając po sobie starszą panią odchudzoną o małe co nie co .Jedyna korzyść, która zaowocowała spadkiem wagi , to pod koniec pobytu ubytek o cztery kilogramy.Odrobiony jednak z nawiązką po powrocie.