Kolejny ,drugi już dzień "objazdówki" po wyspie.Odwiedzimy mało znany klasztor Moni Arseniou położony niedaleko naszego hotelu w Sfakaki, zwiedzimy górską wioskę garncarzy w Margarites, będącą jednym z czterech historycznych centrów garncarstwa na Krecie, zostaniemy ugoszczeni w prawdziwym greckim domu przez zupełnie nieznaną uroczą panią w Messi , "pocałujemy klamkę " w kolejnym kościółku w Kirianie , zwiedzimy kreteńską Częstochowę czyli miejsce kultu Greków- klasztor Moni Arkadiou, urządzimy sjestę w przydrożnym kościółku pod wezwaniem św.Efraima.I wreszcie niespodzianka, na jaką czekam,czyli Elepftherna, która nie była na "naszej liście" do zwiedzania, a warta wszystkich atrakcji razem wziętych dzisiejszego dnia. Zwiedzimy wioskę garncarzy-Margarites,którą przypomina mi teraz w domu, kubeczek.No bo jak to , być w takim miejscu i nie kupić skorupy?Bercik miał obawy , czy ta drogocenna pamiątka dotrze do Orzesza w nienaruszonym stanie, ale mylił się na szczęście.Opatulona szmatkami dotarła i cieszy moje przybory do mycia zęboli.
Na koniec dnia zafundujemy sobie "penetrację " jednej z najpiękniejszych , o bogatej historii jaskini-jaskini Melidoni.
Zaraz po wczesnym śniadaniu ruszamy.Do plecaka pakujemy nieocenione szproty , chyba w tomacie, a jak nie , to na pewno pływające w oleju :)Bernard gotowy do drogi, na nic ma moje błagania, że dziś ja jestem kierowcą.Co to za chłop, który zdania nie zmienia, więc i ja miałam na trasie swoją szansę!
po kliknięcie w zdjęcie, otworzy się w dużym formacie :)
Rzut beretem od hotelu przydrożna kapliczka, właściwie kaplica.
Zamknięta.
Pierwszy cel podróży osiągnięty.11 km na wschód od Rethymnonu
wzdłuż drogi od Stavromenos do Loutro.
Klasztor Moni Arseniou- niestety przykra niespodzianka, zamknięty.
Frekwencji brak, jesteśmy sami.Widocznie klasztor nie znajduje się na liście miejsc polecanych do zwiedzania, nie ma też o nim śladu w dwóch przewodnikach o Krecie, z których czerpię wiadomości podczas pisania postów.Posiłkuję się więc greckimi googlami, skąd na zasadzie"Kali chce spać" czerpię wiadomości.
Uważa się ,że kościół został założony przez mnicha , zwanego Arsenios w okresie okupacji weneckiej.Najwcześniejsze doniesienia o klasztorze pod wezwaniem Agios Georgios pochodzą z 1601 r. Zbudowany w 1888 na fundamentach kościoła z 1645 r.Taką datę odkryto nad jednym z okien.Ma swoją tragiczną kartę w historii walk o niepodległość .W pierwszych latach okupacji tureckiej opat Gavril Klados został uwięziony przez Turków, by potem zostać ściętym w 1897 r.W czasie II wojny światowej , klasztor był schronieniem dla walczących z okupantami .Kościół został odrestaurowany w 1970 roku, a w 1989 r. nawa główna została ozdobiona freskami.
Jako, że niestety wejść do środka nie można było, wokół żywej duszy, więc pozwoliłam sobie wkleić ze strony zdjęcie ikony.
Obok klasztoru znajduje się muzeum, zawierające doskonały zbiór ikon z kościołów prefektury Rethymnon - z których to część należy do stylu szkoły kreteńskiej.Muzeum również zamknięte.Teraz po czasie myślę sobie, że trzeba było poszukać jakąś "żywą duszyczkę", która by umożliwiła zwiedzenie tej perełki, zagubionej na szlaku monastyrów na Krecie.
klasztorne okno
Obchodzimy klasztor z każdej strony w nadziei, ze któreś z drzwi będzie otwarte...
Tuż przy klasztorze maleńki cmentarz, na którym pochowano duchownych.
Z murów cmentarnych widok na okolicę
obok klasztoru -kościół św.Marka z 1999 r
Opuszczamy klasztor prawie niezauważeni przez domowników, prawie, bo przy wyjściu widzimy obserwatora, zaciekawionego naszym skuterkiem stojącym samotnie u bram klasztoru na ogromnym parkingu.
Pozdrawiamy braciszka po grecku, nie reaguje , więc wysilamy się i po kolei wszystkie znane nam pozdrowienia w innych językach.Nic z tego, może nie słyszy, mówi Bercik.Chyba ma rację, bo nie podejrzewam staruszka o brak chęci powitania jedynych turystów.
pora ruszać dalej.
Kierunek kolejny klasztor, ale coś mnie podkusiło i proszę Ber.by zjechał z głównej dogi do wioski.I to był strzał w dziesiątkę
gościna u Xristuli
Messi (klik w napis)